7 grudnia 2014

Watford & Cassiobury Park

Kolejny (i pewnie ostatni przed wyjazdem) spacer tam, gdzie metro kończy trasę. Czyli warszawskie Kabaty, tyle, że godzinę drogi od centrum... Dzień był trochę ponury (dobrze, że ustały przedpołudniowe showers!), więc zdjęcia w kolorystyce listopadowej. W tle rzeka Gade - za płytka na spływy:
Kolejka miniwąskotorowa:
Pole golfowe West Herts w parku: zarys ogólny i impresja:
 A to znany mi już Grand Union Canal z uroczymi łódkami starej daty:
©©ovana

3 grudnia 2014

London Eye by night

Oko patrzy nawet nocą...
©©ovana

Rachmaninoff: Inside Out

Wieczór z London Philharmonic Orchestra z cyklu poświęconego Rachmaninowowi. Tymczasem na początek efektowna Uwertura koncertowa Szymanowskiego: emocje. Z czym mi się kojarzy temat przewodni tego utworu (charakterystyczna triola)? Rzecz napisana językiem na wskroś "międzynarodowym", bez cienia odwołań ludowych (jak zresztą wszystkie pozycje w efektownym programie wieczoru).
Potem Koncert fortepianowy Skriabina - wyciszyła mnie ta muzyka, choć wcale nie monotonna. Raczej zrównoważona, partia fortepianu niezwykle harmonijnie wpleciona w orkiestrę. Na bis jedno z preludiów Bacha: trzy plany głosowe w doskonałej równowadze, więc jest ona chyba zasługą pianisty.
Po przerwie I symfonia Rachmaninowa: defilada pomysłów muzycznych, a w czwartej części defilada faktyczna: triumfalny marsz z ostrym jak brzytwa werblem wojskowym. Bardzo obrazowa muzyka.
Mam wyrazy zazdrości dla waltorni i właściwie całej orkiestry. Nie zgodziło się raptem jedno pizzicato w 3. części symfonii. Barwa kwintetu może trochę zbyt mało wyrafinowana (najlepiej altówki), ale siedziałam na balkonie, więc mogła zawinić spora odległość.
Varia: że wchodzi się na salę z okryciem wierzchnim, to już wiedziałam z koncertów w Donostii. W Lon jest chyba jeszcze bardziej nieformalnie: obsługa w Martensach, a nawet w szortach :) , a w przerwie można nabyć lody w plastikowych pojemniczkach, roznoszone w koszu nawet po sali. Zarazem część foyer była dostępna tylko dla members, którzy mieli do dyspozycji własne stoliczki i wygodne fotele. Nie wiem, czy to nie różnicuje bardziej, niż odstawienie się do warszawskiej FN.
©©ovana

30 listopada 2014

food at Brick Lane

Pchli targ pchlim targiem, ale największą radością tej niedzieli były zlokalizowane w pobliżu jadłodajnie. Pod jednym dachem cały świat kulinarny dostępny bez restauracyjnych ceregieli, w dzielnicy (jak doczytałam) od kilku wieków otwartej na imigrantów. Vide nazwy ulic w językach angielskim i bengali.
Krok dalej - meczet z nowoczesnym minaretem:
©©ovana

28 listopada 2014

fish and chips

Bywalczyni okolicy poleciła. No i spróbować trzeba. Więc było jedzone:
Ponieważ pani wychowawczyni w podstawówce uczyła, żeby nie jeść z papieru (dziękuję!), to tutaj po wyjęciu z opakowania:
I cóż... Ryba dobra, ale nie ma porównania z tą z Donostii. Frytki jak frytki. Purée z zielonego groszku potrzebuje jakichś przypraw. Ale danie sycące, no i pierwsze doświadczenie z knajpą w GB za płoty (a i tak wzięte take away). Kto mnie zna, ten wie, jakie to dla mnie przeżycie!
©©ovana

24 listopada 2014

Osterley & Grand Union Canal

Przy sprzyjającej jesiennej aurze odbyłam spacer (z przewodnikiem! w ręku...) w okolicach pewnego zachodniolondyńskiego parku. Że konie i krowy w parku? Nie ma sprawy! O szarych wiewiórkach nie wspominając...
A potem Grand Union Canal, który łącznie ma 220 km (!) oraz ciekawe miejsce Three Bridges, gdzie przecinają się linia kolejowa, zbudowany NAD nią kanał i poprowadzona NAD nim droga ruchu kołowego. Koncepcja z 1855 roku.
A potem już tylko uroki zachodu słońca przy nagle chłodniejącym wieczorze...
©©ovana

22 listopada 2014

kobiecy Szekspir

Chciałam pójść na sztukę Szekspira w Londynie. Wypadło, że akurat na kobiecą inscenizację z obsadą multikulturową (gdyby jeszcze widownia była tak reprezentowana...). Ale krótko mówiąc: świetne, od układu sceny i widowni zaczynając, poprzez wyraziste kreacje sceniczne (na mnie szczególnie silne wrażenie zrobiły Afrobrytyjki i Azjatobrytyjka), na oprawie muzycznej (miejscami wykonywanej przez same aktorki) kończąc. Do zapamiętania: monolog Falstaffa o honorze.
To z próby:

21 listopada 2014

Mini & Maxi

Tych królewskich kotów jest dwa, choć honory czyni właściwie jeden.
Drugi przez pierwszy dzień był całkowicie niewidzialny, włącznie z uśmiechem. Ale chyba zaczynamy się oswajać:
Najlepiej im we dwójkę:
P.S. I misspelled the cats' names! They are Minnie and Maxie. Sorry for that, guys.
©©ovana

20 listopada 2014

two royal cats

Drugi, listopadowy house-sitting w LON to już powrót w miejsce znane. Sprytniej dojeżdżam z lotniska, ogarniam system biletowy i dzięki temu unikam dramatycznych kosztów (teraz płacę za bilety po prostu drogo). Swoją drogą, system pay as you go jest genialny i najsprawiedliwszy - wymaga od pasażera tylko przytknięcia karty na początku i na końcu podróży. Wiem, żeby spodziewać się szeregowych domków z miniogródkiem z tyłu, które są prawdziwymi homes. Widzę, że stacja Covent Garden jest już czynna (miała być zamknięta do połowy listopada, więc wszystko zgodnie z harmonogramem, ale to zwraca uwagę osoby z kraju fuszerki). Zachwycam się licznymi przykładami mądrego zorganizowania życia społecznego - już na lotnisku, gdzie pasażerowie z e-paszportem są "naganiani" do stanowisk, żeby nie musieli stać cały dzień w ogonkach, poruszających się całkiem sprawnie. I to, że nie ma jadu, że przechodnie na ulicy tworzą wartość dodaną, a nie zbiór elektronów walencyjnych.
Cytat z wywiadu z autorem szeroko omawianej ostatnio książki:
Lewica walczy ze znanym złem, prawica stawia opór nieznanemu złu, które może być stworzone przez zmianę. Dlatego cokolwiek w jakimś kraju lewica proponuje, konserwatyści zawsze powtarzają, że rzeczywistość jest bardzo złożona, skutki uboczne przeważają nad zamierzonymi, że może być jeszcze gorzej i że „mądrość pokoleń”, która ukształtowała ludzkie społeczeństwa, jest głębsza, niż się wydaje, a dążąca do zmiany lewica to banda aroganckich, lekkomyślnych niszczycieli wielopokoleniowej spuścizny.

Być może dobre życie polega na zorganizowaniu się, zrównoważeniu: pracy z odpoczynkiem, kontaktów z bliskimi i przyjaciółmi z chwilami samotności, rozwoju z refleksją.

A i tak w dniu dzisiejszym pierwsze miejsce zajmuje home-made stek z sałatką z awokado. Bo najbardziej liczy się pełny brzuch ;)
©©ovana

16 września 2014

reportaż

Reportaż to historia, która wydarzyła się naprawdę, zapisana (...) musi dawać do myślenia. Jak nie daje do myślenia, to nie jest istotna. Reportaż jest o tym, o czym jest, i o czymś jeszcze. Czyli ma w sobie to coś, co Hanna Krall nazywa nadwyżką.
Mariusz Szczygieł (tutaj)

7 września 2014

oszukiwanie "innych"

Pewne wydarzenie na pewnym festiwalu. Futurystyczna, multimedialna przestrzeń z ekranami. Na nich wyświetlane są wykonane tabletem zdjęcia gości wydarzenia czekających na rejestrację. I oto zdjęcie uśmiechniętej, zwykłej osoby "z ulicy" i podpis: (imię) oszukuje rodzinę, szefa, współpracowników, partnera. To odpowiedź na pytanie z ankiety rejestracyjnej: kogo oszukujesz?Cóż, bardzo nieliczni wyznawali, że nikogo nie oszukują. Najbardziej zaskakująco - bo dwuznacznie - brzmiało dla mnie wyznanie: (imię) oszukuje innych, w głowie dodawało mi się "niż on(a) sam(a)". Faktycznie, badania potwierdzają, że łatwiej okłamujemy (chyba można domyślać się, że i oszukujemy?) osoby, z którymi nie wiążą nas więzi emocjonalne - zapewne, pozytywne. Czy to nie dobra definicja innego? Kolejnym zaskakującym wynikiem z badań jest, że większość osób nie czuje się niezręcznie kłamiąc.

17 sierpnia 2014

spływ Jeziorką

Na spływ zaledwie 30 km od Warszawy! I to rzeką, którą znam od dzieciństwa!
Jeziorka jest małym, lewobrzeżnym dopływem Wisły. Odcinek spławny jest z góry ustalony przez dostawcę kajaków: zaczynamy przy tzw. Górkach Szymona w Piasecznie, kończymy przy zaporze w Konstancinie-Jeziornie.
Od samego początku nurt przyjemnie podgania kajak. Rzeka jest zielonkawo-brązowa, dość głęboka. Zadrzewione początkowo brzegi wkrótce ustępują krajobrazowi bardziej szuwarowo-trzcinnemu, typowemu dla terenów podmokłych. Po około godzinie, na wysokości Chylic-Pólko, jest mała zapora i trzeba przenieść kajaki (na lewo).
Potem drzewa znów zbliżają się do koryta, pojawiają się kaczki krzyżówki. Przy dość wysokim stanie wody dość łatwo mijamy zatopione konary. Jest ich akurat tyle, żeby się nie nudzić. Na tym odcinku głębokość rzeki jest zmienna, zdarzają się dość płytkie zakręty z piaskiem osadowym.
Po kolejnej godzinie, pod mostem już na terenie Konstancina (pod ulicą Chylicką), jest 30 cm próg, który trzeba pokonać centralnie. Potem wpływamy w krainę wielkich chawir konstancińskich. Przed Parkiem Zdrojowym nurt Jeziorki poszerza się i zwalnia. Przy zaporze koło Starej Papierni oddajemy kajaki, a ich właściciel odwozi nas na miejsce startu, gdzie w miarę chęci można posiedzieć przy ognisku.
Nam - w połowie debiutantom - trasa zajęła 3 godz. 15 minut (przeciętne tempo). Pokonaliśmy ok. 13 km. Kajaki solidne, nowego typu (niektóre mają siedziska z miejscem na piwo :)), dobre, sztywne wiosła. Pełnia szczęścia.
 
©©ovana

25 czerwca 2014

sunset after arrival

©©ovana

flashes of life in London

"Moja" stacja metra - Bounds Green na linii Piccadilly:
Kampania społeczna w metrze. Były też plakaty z wierszykiem zachęcającym do brania butelki z wodą do metra, przyciszenia muzyki słuchanej na słuchawkach, zwracania uwagi na osoby mające trudność z wyjściem z pociągu...
Demonstracja przeciw torysom, wojnom, cięciom nakładów na edukację i służbę zdrowia, kryzysowi...
Pojemniki z darmowymi gazetami dla społeczności nieangielskojęzycznych i imigranckich (bez chińskich, dostępnych osobno w Chinatown):
Chinatown trochę mnie rozczarowało: kilka ulic, na których wyłącznie knajpy i ze dwa sklepy z chińską żywnością. Dzielnica na pewno żyje, bo ma swoją prasę i można zauważyć liczne odręczne ogłoszenia po chińsku, ale bardziej "chińskie" wydawały mi się bazares orientales (czyli sklepy ze wszystkim) w Hiszpanii. Chociaż ta brama mówi sama za siebie: mieszkańcy odgradzają się od świata zewnętrznego.
Natknęłam się też na niedawno wybudowany (2012) pomnik poświęcony pamięci lotników z okresu II wojny światowej:
...oraz uczestniczyłam w koncercie alter egos chłopców z Liverpoolu na Trafalgar Square. Hey Jude śpiewała cała widownia (czysto!).
No i jeszcze londyński Hyde Park z trawą w kratkę:
©©ovana