Bywalczyni okolicy poleciła. No i spróbować trzeba. Więc było jedzone:
Ponieważ pani wychowawczyni w podstawówce uczyła, żeby nie jeść z papieru (dziękuję!), to tutaj po wyjęciu z opakowania:
I cóż... Ryba dobra, ale nie ma porównania z tą z Donostii. Frytki jak frytki. Purée z zielonego groszku potrzebuje jakichś przypraw. Ale danie sycące, no i pierwsze doświadczenie z knajpą w GB za płoty (a i tak wzięte take away). Kto mnie zna, ten wie, jakie to dla mnie przeżycie!
©©ovana
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz