3 grudnia 2015

puste gniazdo

Dziś po raz pierwszy karmiłam Mi na dobranoc kaszką z butelki. W ostatnim miesiącu (5. m. ż.) znów zaczęła budzić się w nocy, a nawet całkiem wybudzać. Podejrzewam, że nie najada się na całą noc.
Mi przyssała się do butelki tak, jak do mnie. Tak odkryłam, że nie jestem jej niezbędna i po raz pierwszy poczułam, że się oddzielamy, co zdarzy się jeszcze bardzo wiele razy. (Odkryłam też, jak bardzo jesteśmy związane - nawet nie wiadomo, jak i kiedy to się stało.) Wcześnie przygotowuję się na oddawanie, wypuszczanie z rąk, samotność po odejściu.

3 listopada 2015

jak moje dziecko zaczęło przesypiać noc

Zmora początków rodzicielstwa: wielokrotne wstawanie w nocy do krzyczącego maleństwa. Czy to nieuniknione?
W 4. miesiącu samodzielnego życia Małej Mi wpadła mi w ręce książka "W Paryżu dzieci nie grymaszą" Pameli Druckermann. Wpadła i naprowadziła mnie na to, jak chciałabym koegzystować z Mi, ale najpierw - jak sprawić, żeby przesypiała całą noc.
Autorka po urodzeniu córeczki we Francji ze zdumieniem dowiedziała się, że francuskie dzieci przesypiają noc prawie od samych narodzin, a od 4. miesiąca masowo. Zbadała gruntownie zagadnienie i odkryła rozwiązanie: "pauzę". Francuscy rodzice nie interweniowali natychmiast, gdy dziecko w nocy zaczynało kwilić, wiercić się, itp., ale odczekiwali kilka dobrych minut, obserwując maleństwo. W ten sposób w ciągu pierwszych 4 miesięcy uczyli je łączyć kolejne cykle snu bez wybudzania się.
Przed lekturą książki wydawało mi się, że Mi w 4. miesiącu życia śpi nieźle: zaczynała się wiercić około 4-5 rano, czasem jeszcze o 2. Brałam ją wtedy z łóżeczka i podawałam mleczko. Oznaczało to, że od czterech miesięcy dwukrotnie przerywałam w nocy swój sen, żeby ją nakarmić. Myślałam, że dzieci tego potrzebują i że to dobrze - w końcu nawet na szkole rodzenia wspominano, że w nocy pokarm jest tłustszy, w związku z tym dzieci-nocni wyjadacze na pewno nie będą mieć kłopotów z przybieraniem na wadze. Ale francuskie dzieci nie jedzą w nocy i mają się dobrze (ciekawostka: we Francji mało kto karmi piersią - nie ma zwyczaju).
Doszłam do wniosku, że być może to, co brałam za rozbudzenie Mi, było tylko przejściem do kolejnego cyklu snu - praktycznie nigdy nie była przy tym w pełni wybudzona. Jeśli tak, niepotrzebnie podnosiłam ją z łóżeczka. Przez dwie kolejne noce odczekiwałam kilkanaście minut, kiedy zaczynała się wiercić. I udało się! Zaczęła spać od 20 do 6-7 rano bez przerwy. Czasem budzi się z dużym płaczem, jeśli za mało zjadła wieczorem. Z drugiej strony, rano zaczęła się budzić wcześniej, a ja z nią, ale to moja sprawa, że kładę się do łóżka po północy...
Polecam książkę Druckermann i zawarty w niej praktyczny wykład francuskiej szkoły rodzicielstwa, stworzonej przez Françoise Dolto. Polecam zwłaszcza poszukującym równowagi między rodzicielstwem a dorosłymi sprawami: związkiem, pracą, odpoczynkiem, sportem...

English rhyme on 5th November

Remember Remember the fifth of November
Gunpowder, treason and plot
I see no reason why gunpowder treason
Should ever be forgot!

6 października 2015

Chopin Piano Competition: the peripheries

Ballada F-dur. Przypomniało mi się, jak w podstawówce próbowałam to "rozczytać", bo początek w nutach wydawał się łatwy. Jak to dawno! Ile pasji we mnie wtedy było, żeby walczyć z nie moim instrumentem i wgryzać się w tę trudną muzykę!
Chęć gry na fortepianie ostatecznie zabiły we mnie lekcje "fortepianu ogólnego" na Akademii. Miałam grać na egzaminie "Arabeskę" Debussy'ego. Ćwiczyłam ją z przyjemnością, bo to piękny utwór, choć efektów nie było widać. Tuż przed egzaminem profa powiedziała, że zagram coś innego, jakiś prościutki śmieć, nie pamiętam nawet, co to było. Nie wyjaśniła swojej decyzji, prawdopodobnie wstydziła się mojego poziomu, który przecież świadczył o niej. Nie protestowałam, bo wtedy nie protestowałam wobec niczego. Z opóźnieniem dotarło do mnie, co właściwie zaszło. Było, minęło, to tylko kolejny owoc edukacji w szacownej placówce.

12 września 2015

wzm: wieza telewizyjna w Libercu

Wjazd kolejką linową (lanovka) na 1012 m npm. Mi podczas krótkiej jazdy czujna, ale spokojna. Na szczycie szpikulec dawnego nadajnika TV, w nim hotel i restauracja, obok taras widokowy, bistro. Można tu wjechać autem lub rowerem i zjechać hulajnogą. Przy dobrej pogodzie piękny widok na Liberecký kraj. Na górze wieje.

11 września 2015

wzm: Chojnik

W niemrawą pogodę wytrzęśliśmy wózek na Chojnik. Szlak czerwony z Sobieszowa oferuje w dolnej części kilkanaście metrów podejścia po stopniach, a potem drogę po granitowej kostce, nachyloną miejscami nawet pod kątem 45 st. Nie jest to trasa przystosowana dla wózków, ale do pokonania (z jedną przenoską). Szlak czarny z wózkiem odradza sprzedawca biletów do parku narodowego - są tam miejsca techniczne.

8 września 2015

wzm: Jakuszyce-Orle

Przyjemna, łatwa trasa po asfalcie z Polany Jakuszyckiej do schroniska Orle. Powrót tak samo, choć kusił czerwony szlak. Następnego dnia sprawdziłam go na rowerze i jest przejezdny dla wózków, choć bardziej stromy i po szutrze, za to praktycznie nieuczęszczany. Na trasie do Orlego dużo wózkowiczów.

7 września 2015

wzm: Muzeum Škody i Liberec

Kilkadziesiąt pięknych aut, dla dzieci małe autka do jeżdżenia i kącik zabaw - szkoda, że Mi za mała. Pierwsze karmienia w miejscach publicznych - z tym jest OK, gorzej z przewijaniem, zwłaszcza jak pieluszka przepuści i trzeba zmienić ubranko i wyczyścić pół plecków w miłej czeskiej gospodzie przy rynku.

6 września 2015

wzm: deszcz w Desnej

Pierwszego dnia leje. Lato się skończyło. Dziś odkrywamy tylko czeskiego Lidla i czujemy się swojsko. Mają ładniejsze wzory ubranek: więcej z samochodzikami.

3 września 2015

wakacje z mleczakiem: Kobyla Góra

Pakowanie  trwało 3 dni, ale w końcu  wyjazd. Podróż  Warszawa -Desná z międzynoclegiem w połowie. Mi śpi jak aniołek i w aucie, i w nowych miejscach.
W Kobylej Górze zalew bez wody, kemping przyczep i ostatnie dni lata. Z niemowlakiem najlepiej nocować na parterze.

28 lipca 2015

być mamą wystarczająco dobrze...

Używać nakładek laktacyjnych, jak piersi bardzo bolą od ssania. Jak przestają, odstawiać.
Poświęcać czas na zrzucenie kilogramów po ciąży, choćby na siłowni pod chmurką na spacerze w parku - dla własnego bienestar i zdrowia.
Nie zaprzeczać istnieniu złych nastrojów i emocji związanych z Mileństwem, bo przecież nie wypada ich mieć - raczej znaleźć sposób na ich rozładowanie bez szkody dla wszystkich.
cdn.

14 lipca 2015

target: mother

Najbardziej zdumiewający produkt z kręgu mother and baby? Woreczki zapachowe na zużyte pieluchy. ...
Kto da więcej?

13 lipca 2015

4 lipca 2015

plażing nad Świdrem

Uciekliśmy z upalnego miasta nad rzekę Świder w okolicach Woli Kosowskiej / wsi Glinianka.  To był pierwszy tak daleki (prawie 1,5 godziny jazdy) wyjazd małej Mi. Lokalną plażę wskazał nam uczynny i nad wyraz dojrzały młody człowiek. Jest tu i głębina do popływania, i płycizna do pobrodzenia, i piasek do rozbicia obozu. Obiad i napoje mieliśmy ze sobą. Jedyne, czego było nam brak, to cień, dlatego musieliśmy sami go stworzyć dla małej Mi. Dla nas cienia nie starczyło, co poskutkowało opalenizną "na raka", którą potem dla załagodzenia bólu smarowaliśmy kefirem (działa!).
A to dokładna lokalizacja:
Dojazd jest też od strony wysokiego brzegu, ale nie przetestowaliśmy. Stan wody na rzece pozwalał na kajakowanie, ale kajakarzy było zaskakująco niewielu.
©©jogi

20 czerwca 2015

Inflancka

Oddział patologii ciąży. Dziewczyny przeterminowane, ze wskazaniem do cięcia, zagrożone. Napięcie oczekiwania na coś, co na pewno się zdarzy, tylko nie wiadomo, jak i kiedy - jak śmierć. Romantyczne spacery z odwiedzającymi partnerami 50-metrowym korytarzem, żeby wychodzić poród. Smaczne obiady z zawijasem (dwa zestawy do wyboru), lodówki dla pacjentek pękają od zdrowego jedzenia. Wieść dziś niesie, że żadna z tych, co poszły rano, nie wróciła z indukcji.

I oddział położniczy - dworzec. Dwa razy więcej pacjentów i obchodów. Lodówka świeci pustkami - nie ma czasu celebrować jedzenia. Nikt nie zamyka drzwi do sal. Przemykają kobiety po przejściach: pocięte, popękane, przygięte do przodu, w nieświeżych koszulach do karmienia, z liśćmi kapusty, popychając szpitalne wózki-wanienki. Oddział działa tak, żeby postawić je do pionu, błyskawicznie wdrożyć w samodzielne macierzyństwo. I chociaż obolałe, promienieją. Gdzieś między oddziałami znalazły cel swojego życia.

13 czerwca 2015

I've had a Caesarean

Naczytałam się, że robi się obecnie zbyt dużo cięć cesarskich. Że medykalizacja porodu. Że lekarze w wielu przypadkach niepotrzebnie decydują się ciąć. Byłam oburzona i piętnowałam cesarkę. A tymczasem skończyłam pod nożem i to była jedyna słuszna decyzja ze względu na Małą Mi.
Myślę o tym, że jeszcze sto lat temu 100% kobiet nie przeżywało cesarki. O konsekwencjach porodu naturalnego w naszym przypadku, dla zdrowia Mi, dla mnie i J. I dziękuję za postęp medycyny i za dobrych, fachowych lekarzy. Broniąc ze wszystkich sił naturalności porodu, trzeba mówić też o przypadkach, w których cięcie jest niezbędne.
Trochę tylko zazdroszczę kobietom, które rodziły naturalnie i przeżyły coś, co dla mnie pozostanie już tajemnicą. Choć właściwie - słyszałam pierwszy krzyk Małej Mi i nie zapomnę tej pięknej chwili.

25 maja 2015

pregnancy summary: physical activities

Końcówka ciąży - czas podsumowań. Zacznę od tego, co dla mnie chyba w ciąży najtrudniejsze: ograniczenia aktywności fizycznej.
Na szczęście cieszyłam się doskonałym samopoczuciem fizycznym; największą trudność od początku sprawiał krótki oddech spowodowany niskim hematokrytem, potem (właściwie już od 3. miesiąca) dyskomfort przy zginaniu brzucha, no a w końcówce bardzo szybkie męczenie się. Ale to przecież doskonała forma ciążowa!
Oto, co robiłam w ciąży i mi nie zaszkodziło:
- 2. miesiąc: wycieczki górskie - Karkonosze, Tatry, Góry Świętokrzyskie. Najwyższe wzniesienie: 2000 m n.p.m. (choć gdyby nie ciąża, uznałabym to wszystko za spacerki...)
- 3-4. miesiąc: rower. Kilka przejażdżek po mieście. Od początku czułam nieprzyjemny ucisk na brzuch, więc przestałam się zmuszać, a pogoda też nie skłaniała.
- 3-6. miesiąc: bieganie. 5 km po lesie w tempie joggingowym bardzo poprawiało mi nastrój. Zrezygnowałam dopiero, gdy przy biegu brzuch nieprzyjemnie podskakiwał. Dziękuję mojemu biegającemu lekarzowi, że pozwolił.
- 3-8. miesiąc: basen. Co najmniej raz na tydzień, z przerwą na 2-tygodniową infekcję wirusową. Przeciętnie przepłynięte 750-1000 m. Zaprzestałam w 9. miesiącu, kiedy z powodu męczenia się zwykłe wyjście do sklepu stało się poważną wyprawą.
- 5. miesiąc: biegówki. Była tej zimy jedna sobota w Kampinosie, kiedy śniegu było tyle, że prawie nie drapało się nart. Brak śniegu był jedynym ograniczeniem do uprawiania narciarstwa biegowego w terenie płaskim w ciąży. Jakuszyc jednak nie odwiedziłam, obawiając się upadków.
- 4(?)-9. miesiąc: ćwiczenia rozciągające, pilates. Nie cierpię ćwiczeń podłogowych i w zamkniętym pomieszczeniu i jestem bardzo kiepsko porozciągana, a rozciąganie w ciąży jest wskazane. Zaczęłam od ćwiczeń zalecanych przez tę placówkę medyczną, ale wydawały mi się w większości (pomijając te zaczerpnięte z pilatesu) mało przydatne. Może po prostu były przeznaczone dla kobiet kompletnie pasywnych fizycznie. Za to pilates dla ciężarnych okazał się wielką przyjemnością: nie męczył, a pozostawiał przyjemne "czucie" całego ciała. Unikałam 2. części, zawierającej dyskomfortowe dla mnie ćwiczenia z podkurczanymi nogami, ale ogólnie bardzo polecam.
- 1-9. miesiąc: wędrówki piesze/spacery, od kilkunastu km do chodzenia w poczekalni przyszpitalnej. Ta forma aktywności wydaje mi się co do zasady niespecjalnie stymulująca, ale pod koniec pozostała mi tylko ona i związane z nią oddychanie świeżym powietrzem.

Odbyłam jeszcze podróż i 3-tygodniowy pobyt w Londynie (gdyby nie okoliczności, byłyby dwa pobyty) oraz trochę mniejszych wyjazdków samochodowych.
Z dystansu widzę, że jednak było we mnie trochę strachu i hamowania się - zwanych rozsądkiem czy asekurowaniem się? Myślę, że mogłam więcej, ale pewnie nie mogłam. Może ogarnęła mnie zazdrość po lekturze tego bloga. W swoim małym zakresie jestem z siebie dumna.

22 maja 2015

spring flowers

©©Grażka

mamy - wykluczona grupa społeczna

Pamiętam, jak chyba ze 4 lata temu odwiedziłam koleżankę, która pół roku wcześniej urodziła córeczkę. Czułam się trochę niezręcznie, nie wiedziałam, jak to dziecko traktować, dość szybko chciałam wyjść, a wtedy ona się rozpłakała. Czuła się odizolowana w domu, dramatycznie potrzebowała towarzystwa, życia (nie pamiętam, czy już wtedy wróciła do pracy). Poruszyło mnie to - wydawała mi się osobą o silnej psychice, znacznie silniejszą ode mnie.

I druga rozmowa, tym razem moja z wieloletnią znajomą, której wspominam, że czuję się wyobcowana jako expecting mother, która walczy o niepogrzebanie swojego wcześniejszego życia. Jej odpowiedź: ale wśród mam kontakty nawiązuje się chyba szybko, przecież wystarczy zagadać na temat dzieciowy (znajoma dzieci nie ma, choć bardzo chce).

Zapewne. Tylko że ja nie chcę rozmawiać tylko na tematy dzieciowe, potrzebuję różnych torów w życiu. Nagle zrozumiałam moją załamaną koleżankę-mamę. I czuję niesmak, i oburzam się, mam ochotę kląć, że mamy mają obracać się tylko w środowisku mam, że następuje taka izolacja wcale niekoniecznie z woli tychże mam.

Nie odkrywam tu nic obiektywnie nowego. Pisała o tym Matka Feministka, wiedzą o tym w Fundacji MaMa. Odkrywam tę rzeczywistość wobec samej siebie i łapie mnie dół.

21 maja 2015

Whiplash

Główna myśl po filmie z perspektywy lat: NIE WARTO dawać z siebie tyle krwi, potu i emocji. Równowaga emocjonalna cenniejsza, chociaż może i bycie no-name'm czasem boli.
Second thoughts: to dopiero połowa historii, bynajmniej nie happy ending.

Whiplash, reż. Damien Chazelle, USA 2014

19 maja 2015

pregnancy surprises

Po pierwsze: książkowa ciąża wcale nie trwa 9 miesięcy, tylko 10, czyli 40 tygodni.
Po drugie: mówi się, że dziecko kopie, a to raczej takie naprężenia od wewnątrz i obroty.
Po trzecie: skurcze to nie tyle skurcze, ile... (wciąż do uzupełnienia)
Po czwarte: ciąża w Polsce. Kolejki w szpitalach do prowadzenia ciąży (fakt, że byłam wcześniej pacjentką jednego z nich, przyspieszył czekanie o miesiąc, dzięki czemu odbyłam pierwszą wizytę w pierwszym trymestrze - łał!). Kobiety sprawiające wrażenie wszystkowiedzących na temat, nawet przy pierwszym porodzie (ja przed szkołą rodzenia nie wiedziałam, co to pajacyk). Zwolnienia: z racji wolnego zawodu spotkałam się tylko z jednym takim przypadkiem (planowanie L4 od 5. miesiąca już na początku zdrowej ciąży), ale znajomi chodzący do pracy dziwili się, że pracuję. A co miałabym robić z tym czasem? (Ktoś zwrócił mi uwagę, że masowość zwolnień ciążowych może brać się z fatalnego stosunku pracodawców do ciężarnych, które uciekają na L4 od stresu i nieprzyjemności. Możliwe.) Świadczenia macierzyńskie: becikowe jest obecnie świadczenie socjalnym, a nie elementem polityki prorodzinnej (obowiązuje kryterium dochodów). Minimalny zasiłek na czas urlopu macierzyńskiego i rodzicielskiego wynosi mniej niż połowa średniej krajowej pensji - kwota ta nie należy więc do "śmiesznych", ale utrzymać za to siebie i dziecko trudno.
Po piąte: młodzi lekarze-ginekolodzy, często dopiero w trakcie specjalizacji. Wszyscy, których spotkałam, bardzo dobrzy, komunikatywni, obiektywni w kwestiach potencjalnie spornych. Wyjątek: lekarka konsultująca przed amniopunkcją.
Po szóste: ciąża a wysiłek fizyczny. W Polsce czeluść. Rozumiem, że w ciąży można czuć się źle (sama praktycznie nie doświadczyłam) i że jestem z tych uzależnionych od ruchu. Ale. Ćwiczenia proponowane w szpitalach czy na szkołach rodzenia to ultraostrożne trzy wymachy na krzyż - być może dostosowane do średniego poziomu sportowego polskiego społeczeństwa. Żaden lekarz nie zachęcał mnie do ruchu fizycznego (tekst "ciąża to nie choroba" zaliczam nie do zachęt, tylko do sloganów). Zrobiła to tylko fizjoterapeutka na szkole rodzenia, po czym pokazała oddychanie przeponowe i parę ćwiczonek. Ale i rzecz bardzo pożyteczną z innej beczki: podstawy masażu.
Po siódme: chusty do noszenia. Chustomamy polują na "swoje" kolory, mają wymarzone modele, po kilka chust (5 chust w stosie to inwestycja co najmniej tysiąc PLN, zwykle znacznie więcej - przypominam, zasiłek macierzyński wynosi niecałe 1700 PLN), własny slang i środowiskową solidarność. Chodzi chyba o to, że jest to element dekoracyjny/wizualnie atrakcyjny, ale nie jest to kolejna sukienka dla samej mamy, tylko "coś dla dziecka". Inna sprawa, że to chyba wygodny i "bliskościowy" patent. Sprawdzę - już mam początek stosu.
Po ósme: słowa "partner" się nie używa. W kontaktach z przedstawicielami służby zdrowia mówiłam "partner", tekst zwrotny w większości przypadków zawierał słowo "mąż".
Po dziewiąte: z tych obserwacji wyłania się model tradycyjny - mama z dzieckiem w domu na utrzymaniu męża. W dodatku według badań uważająca, że tak jest dobrze i tak powinno być.