Najbardziej w Donosti nie podoba mi się strefa płatnego parkowania i długotrwały, silny deszcz. Dziś o tej pierwszej, bo deszcz w końcu przestaje padać.
Strefa płatnego parkowania w SS jest duża i skomplikowana. Jest podzielona na cztery obszary kolorystyczne, one z kolei dzielą się na mniejsze, istnieją też zony specjalne, zony zimowe/letnie, ograniczenia czasu parkowania od 15 minut (!) do 9 godzin, ulice w ramach strefy zarezerwowane wyłącznie dla mieszkańców... ¡Jo...er!
Mieszkam w Amara - czerwona kropka w prawej dolnej ćwiartce mapy (jak ją kliknąć, to się powiększy). Płatne parkowanie obowiązuje w godzinach 9-13 i 15-20 (z wariantami). 0.90 euro za godzinę, 1.44 euro za trzy godziny. Niby jest gdzie przeparkować - na mapie wydaje się, że niedaleko do stref wolnych. Ale to złudzenie. Jeśli pójść na północ, za rzekę - zamknięty teren kampusu uniwersyteckiego. Na zachód, za tory Euskotren - wzdłuż ulicy ciągną się pachołki albo wyrasta górka bez alejek dla samochodów. Na południe - tereny wokół autostrady, brak możliwości wjazdu autem. Najlepiej rokuje wschód - wprawdzie trzeba wdrapać się na górkę, ale uliczki położonego na niej osiedla domków jednorodzinnych dają pewną nadzieję...
Oczywiście wiem, że wyrażam tutaj swój partykularyzm, że nie rozumiem, że dzięki parkometrom budżet miasta pęcznieje. Naprawdę, nie muszę widzieć zaparkowanego samochodu z okna. Ale jako tymczasowy przyjezdny bez możliwości zameldowania czuję się trochę jak dojna krowa w potrzasku.
Za to klękam przed tutejszymi podziemnymi parkingami - na przykład pod chodnikiem wokół tzw. nowej katedry albo po prostu pod osiedlowym podwórkiem. Podobają mi się też parkingi dla motocykli (chyba bezpłatne). Wyrażam zgodę, żeby jedne i drugie zrobili w Wawie na Muranowie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz