28 marca 2014

port w San Sebastián

Port składa się z kilkunastu malutkich domków (na dole knajpki), przystani dla jachtów i osobnej dla kutrów. Na wodach zatoki widziałam: pływających siłą własnych mięśni, kajaki, deski surfingowe solo, z żaglem lub wiosłem, ponton rekreacyjny, motorówkę, kuter rybacki. Na samym cyplu - małe delfinarium. W sezonie na wyspę Świętej Klary jeździ prom. Przyjemna odmiana dla elegancji i wielkomiejskości miasta.
Wyspa Świętej Klary, w tle góra - Monte Igeldo, widziane z portu:
Magazyn rybacki:
Wyjście z zatoki Bahía de la Concha na otwarty ocean:
©©ovana

27 marca 2014

kalmary, sardynki

Rabas de calamares albo calamares fritos, czyli smażone kalmary. Do kupienia gotowe mrożonki na wagę  (już z panierką) lub świeże kalmary w całości. Niezbyt zdrowe, w smaku dość nieśmiałe, ale ja przepadam.
Sardynki są dostępne świeże, prosto z kutra. W sklepie chcieli mi je nawet oczyścić, ale niewiele by zostało.
©©ovana

psy i bary w Donostii

Po miesiącu pobytu mogę pokusić się o pewne uogólnienia. Aż nie wiem, od czego zacząć. Może od tego, czego najczęściej doświadczam, czyli prawie przy każdym spacerze z psami. Jest ich dwa, na ulicy jeden się boi i ciągnie do przodu, drugi chce wszystko obwąchać i zostaje z tyłu. Skutek: osiągamy długość kilku metrów albo zaplątujemy się komuś pod nogi. Jestem przygotowana na awanturę i pierwsza zaczynam przepraszać, a tymczasem nigdy nikt nic, nawet pan, któremu pies dosłownie skrępował nogi smyczą. Co więcej, ludzie wszczynają rozmowy o tym, jak to jest zajmować się psami, obserwują je i nawiązują do ich zachowania. W ogóle przez miesiąc pobytu nie zanotowałam, żeby ktoś się gdzieś kłócił. Tutaj ludzie sobie nawzajem nie przeszkadzają...
A nawet się potrzebują, sądząc po licznej klienteli barów i kawiarni praktycznie przez cały dzień. Po obu stronach drzwi do "klatki" mam piekarnio-kawiarnie, dalej jest ciekawy bar, bo zamykany chyba już o zmroku, za rogiem kolejne trzy czy cztery, i tak dalej... W porze lunchu pod markizami siedzą, stoją i rozmawiają ludzie w różnym wieku, z kieliszkiem wina, wokół talerza wędlin czy innych pyszności. I tak do wieczora, ale wcale nie przez całą noc. Bar jest miejscem interakcji w ciągu dnia, nie lokalem na nocne rozmowy.
Ludzi tego samego "typu", co w barach (może nieco starszych wiekiem), można spotkać na koncertach w tutejszej pięknej auli symfonicznej Kursaal. Aula od wewnątrz przypomina mi wnętrze statku: jest wykonana w drewnie w surowym stylu, bez ozdób, trochę ciemnawa. Widownia pełna. Rzadko która kobieta jest w spódnicy, rzadko która na obcasach. Sanktuarium sztuki wytrzymuje obecność widowni w polarach, sportowych butach, flanelowych koszulach, o dżinsach nie wspominając. Ten luz mi odpowiada. Tak, są i kaszle w przerwach między częściami utworu (na koncertach w Polsce też okazuje się, że połowa widowni to gruźlicy :) i komórki grające w trakcie występu.

18 marca 2014

tortilla de patatas i empanadas

Tortilla de patatas, pyszny hiszpański klasyk. To właściwie coś w rodzaju omletu z ziemniakami i cebulą. Taki opis może niespecjalnie zachęcać, a tymczasem danie jest proste i doskonałe. Kiedy robiłam ją pierwszy raz, wiele lat temu, wyszła mi jajecznica z dodatkiem ziemniaków... Teraz znam prostą sztuczkę, dzięki której tortilla ma zwartą konsystencję :) .

Pierwszą empanadę zjadłam na ulicy w Buenos Aires. To był taki większy pieróg z mnóstwem gorącego nadzienia typu mix. Empanadas to pierożki z ciasta, które da się usmażyć albo upiec. Znalazłam w markecie z czerwonym nadzieniem z kawałkami tuńczyka.
©©ovana

16 marca 2014

w minioną niedzielę...

...na pobliskim stadionie odbył się mecz. 1 do 0 wygrali gospodarze, Real Sociedad Donostia, szóste miejsce w ligowej tabeli, kolory: biały i niebieski. Przegrani: Valencia. Cztery godziny przed meczem okolice stadionu wyglądały tak:
Korzystając z pięknej pogody, rozejrzałam się po okolicy. W miejscowości Hernani ciągi pieszo-rowerowe są szersze od samych ulic:
Ta tabliczka (napis w języku baskijskim) streszcza cel mojego pobytu w Donostii. A sam baskijski (euskera) polega na tym, żeby zawrzeć w zdaniu jak najwięcej liter "r":
Lokalne graffiti. Kraj Basków to kraj czarownic:
In spite of the crisis, the Basques make ends meet:
Mój tutejszy rower i góra Adarra:
©©ovana

14 marca 2014

głowonóg na talerzu

Od samego początku pobytu chciałam spróbować. Wiedziałam też, że istnieje jakaś sztuczka związana z prawidłowym przyrządzeniem. Wreszcie się zdecydowałam.
Sztuczka polega na tym, że trzeba ośmiornicę zanurzyć trzykrotnie we wrzątku ("przestraszyć", tj. asustar el pulpo, bo pod wpływem wrzątku ramiona się kurczą). Zdaje się, że powoduje to zmiękczenie włókien mięśniowych.
Uwaga: ośmiornica z makaronem nie pasuje, a sama w sobie wyszła trochę za twarda. Nie wszystkim zasmakuje, sama nie jestem pewna, co o niej myślę. Na pewno następnym razem zrobię po galicyjsku (pulpo a la gallega), czyli z ziemniakami.
 
©©ovana

13 marca 2014

czas coś zjeść!

Przykładowe śniadanie - szynka "suszona" (jamón curado), bagietka wskazuje na bliskość Francji:

Przykładowy obiad - makrela, czyli caballa, bo jak koń (caballo) wyskakuje ponad morskie fale. Dodam, że zakup ryby wymaga znajomości dość zaawansowanego słownictwa, bo jest ona patroszona i krojona zgodnie z życzeniem klienta:
©©ovana 

8 marca 2014

górskie okolice Andoain

Sobotnia wycieczka: pociągiem do Andoain, potem długie, bezskuteczne poszukiwanie szlaku na górę Adarra. Za to natrafiłam na pozostałości po trasie kolejki wąskotorowej z lat 30. XX w. A potem górskie widoczki. Szlaki są tutaj znakowane niezbyt hojnie, za to stosują oznaczenie błędnej drogi: "iks" w kolorach szlaku, bardzo przydatne. Bywa, że droga prowadzi przez płot i podwórze gospodarstwa.

Coś tu nie gra - palma w górach?
Tunel i wiadukt dawnej wąskotorówki:


Napotkane zwierzęta (motyle - cytrynki i rusałki admirał mknęły zbyt szybko). A góry - jak góry:
 Na szlaku - można pokonać tylko górą:
©©ovana

6 marca 2014

zła pogoda

Wysokie fale, gwałtowny wicher i deszcz. Zamknięte nabrzeże i mosty. Psy piszczące w nocy pod drzwiami sypialni ;) . Zniszczenia szacowane na ponad 6 milionów euro (w samej Donostii). Tak było od niedzieli do czwartku, kiedy szalał el temporal.

2 marca 2014

ładne widoczki

Prawie całą niedzielę nie padało. Wykorzystałam tę okoliczność na górski spacer. Górskie ścieżki zaczynają się prawie w mieście. Jak daleko się ciągną - tego nie wiem, podobno wybrzeżem można dojść aż do Francji.

Jedna z trzech plaż w Donostii:
Wystarczy godzina drogi piechotą, żeby pojawiły się takie odludne miejsca:
Są tu nie tylko psy:
 
©©ovana

1 marca 2014

karnawał jak w Brazylii...

Mimo rzęsistego deszczu i chłodu, sobotnio-wieczorna parada karnawałowa ulicami San Sebastián odbyła się. Jak w Brazylii, ulicami w rytm muzyki (głównie pop - trochę szkoda, że nie muzyka baskijska, delikatna i "pasterska") szli tancerze reprezentujący różne grupy (comparsas), poprzedzając platformę ciągniętą przez samochód z głośnikami. Każda comparsa miała spójną konwencję strojów. Niezwykłe zaangażowanie!

Rio de Janeiro:
Klasycyzm:
 
 Batman i integracja:
 Miasto Złych:
 
 
Rolnicy:
 
 Londyn:
 Rzeka Urumea nocą:
©©ovana