30 listopada 2014

food at Brick Lane

Pchli targ pchlim targiem, ale największą radością tej niedzieli były zlokalizowane w pobliżu jadłodajnie. Pod jednym dachem cały świat kulinarny dostępny bez restauracyjnych ceregieli, w dzielnicy (jak doczytałam) od kilku wieków otwartej na imigrantów. Vide nazwy ulic w językach angielskim i bengali.
Krok dalej - meczet z nowoczesnym minaretem:
©©ovana

28 listopada 2014

fish and chips

Bywalczyni okolicy poleciła. No i spróbować trzeba. Więc było jedzone:
Ponieważ pani wychowawczyni w podstawówce uczyła, żeby nie jeść z papieru (dziękuję!), to tutaj po wyjęciu z opakowania:
I cóż... Ryba dobra, ale nie ma porównania z tą z Donostii. Frytki jak frytki. Purée z zielonego groszku potrzebuje jakichś przypraw. Ale danie sycące, no i pierwsze doświadczenie z knajpą w GB za płoty (a i tak wzięte take away). Kto mnie zna, ten wie, jakie to dla mnie przeżycie!
©©ovana

24 listopada 2014

Osterley & Grand Union Canal

Przy sprzyjającej jesiennej aurze odbyłam spacer (z przewodnikiem! w ręku...) w okolicach pewnego zachodniolondyńskiego parku. Że konie i krowy w parku? Nie ma sprawy! O szarych wiewiórkach nie wspominając...
A potem Grand Union Canal, który łącznie ma 220 km (!) oraz ciekawe miejsce Three Bridges, gdzie przecinają się linia kolejowa, zbudowany NAD nią kanał i poprowadzona NAD nim droga ruchu kołowego. Koncepcja z 1855 roku.
A potem już tylko uroki zachodu słońca przy nagle chłodniejącym wieczorze...
©©ovana

22 listopada 2014

kobiecy Szekspir

Chciałam pójść na sztukę Szekspira w Londynie. Wypadło, że akurat na kobiecą inscenizację z obsadą multikulturową (gdyby jeszcze widownia była tak reprezentowana...). Ale krótko mówiąc: świetne, od układu sceny i widowni zaczynając, poprzez wyraziste kreacje sceniczne (na mnie szczególnie silne wrażenie zrobiły Afrobrytyjki i Azjatobrytyjka), na oprawie muzycznej (miejscami wykonywanej przez same aktorki) kończąc. Do zapamiętania: monolog Falstaffa o honorze.
To z próby:

21 listopada 2014

Mini & Maxi

Tych królewskich kotów jest dwa, choć honory czyni właściwie jeden.
Drugi przez pierwszy dzień był całkowicie niewidzialny, włącznie z uśmiechem. Ale chyba zaczynamy się oswajać:
Najlepiej im we dwójkę:
P.S. I misspelled the cats' names! They are Minnie and Maxie. Sorry for that, guys.
©©ovana

20 listopada 2014

two royal cats

Drugi, listopadowy house-sitting w LON to już powrót w miejsce znane. Sprytniej dojeżdżam z lotniska, ogarniam system biletowy i dzięki temu unikam dramatycznych kosztów (teraz płacę za bilety po prostu drogo). Swoją drogą, system pay as you go jest genialny i najsprawiedliwszy - wymaga od pasażera tylko przytknięcia karty na początku i na końcu podróży. Wiem, żeby spodziewać się szeregowych domków z miniogródkiem z tyłu, które są prawdziwymi homes. Widzę, że stacja Covent Garden jest już czynna (miała być zamknięta do połowy listopada, więc wszystko zgodnie z harmonogramem, ale to zwraca uwagę osoby z kraju fuszerki). Zachwycam się licznymi przykładami mądrego zorganizowania życia społecznego - już na lotnisku, gdzie pasażerowie z e-paszportem są "naganiani" do stanowisk, żeby nie musieli stać cały dzień w ogonkach, poruszających się całkiem sprawnie. I to, że nie ma jadu, że przechodnie na ulicy tworzą wartość dodaną, a nie zbiór elektronów walencyjnych.
Cytat z wywiadu z autorem szeroko omawianej ostatnio książki:
Lewica walczy ze znanym złem, prawica stawia opór nieznanemu złu, które może być stworzone przez zmianę. Dlatego cokolwiek w jakimś kraju lewica proponuje, konserwatyści zawsze powtarzają, że rzeczywistość jest bardzo złożona, skutki uboczne przeważają nad zamierzonymi, że może być jeszcze gorzej i że „mądrość pokoleń”, która ukształtowała ludzkie społeczeństwa, jest głębsza, niż się wydaje, a dążąca do zmiany lewica to banda aroganckich, lekkomyślnych niszczycieli wielopokoleniowej spuścizny.

Być może dobre życie polega na zorganizowaniu się, zrównoważeniu: pracy z odpoczynkiem, kontaktów z bliskimi i przyjaciółmi z chwilami samotności, rozwoju z refleksją.

A i tak w dniu dzisiejszym pierwsze miejsce zajmuje home-made stek z sałatką z awokado. Bo najbardziej liczy się pełny brzuch ;)
©©ovana