20 czerwca 2015

Inflancka

Oddział patologii ciąży. Dziewczyny przeterminowane, ze wskazaniem do cięcia, zagrożone. Napięcie oczekiwania na coś, co na pewno się zdarzy, tylko nie wiadomo, jak i kiedy - jak śmierć. Romantyczne spacery z odwiedzającymi partnerami 50-metrowym korytarzem, żeby wychodzić poród. Smaczne obiady z zawijasem (dwa zestawy do wyboru), lodówki dla pacjentek pękają od zdrowego jedzenia. Wieść dziś niesie, że żadna z tych, co poszły rano, nie wróciła z indukcji.

I oddział położniczy - dworzec. Dwa razy więcej pacjentów i obchodów. Lodówka świeci pustkami - nie ma czasu celebrować jedzenia. Nikt nie zamyka drzwi do sal. Przemykają kobiety po przejściach: pocięte, popękane, przygięte do przodu, w nieświeżych koszulach do karmienia, z liśćmi kapusty, popychając szpitalne wózki-wanienki. Oddział działa tak, żeby postawić je do pionu, błyskawicznie wdrożyć w samodzielne macierzyństwo. I chociaż obolałe, promienieją. Gdzieś między oddziałami znalazły cel swojego życia.

13 czerwca 2015

I've had a Caesarean

Naczytałam się, że robi się obecnie zbyt dużo cięć cesarskich. Że medykalizacja porodu. Że lekarze w wielu przypadkach niepotrzebnie decydują się ciąć. Byłam oburzona i piętnowałam cesarkę. A tymczasem skończyłam pod nożem i to była jedyna słuszna decyzja ze względu na Małą Mi.
Myślę o tym, że jeszcze sto lat temu 100% kobiet nie przeżywało cesarki. O konsekwencjach porodu naturalnego w naszym przypadku, dla zdrowia Mi, dla mnie i J. I dziękuję za postęp medycyny i za dobrych, fachowych lekarzy. Broniąc ze wszystkich sił naturalności porodu, trzeba mówić też o przypadkach, w których cięcie jest niezbędne.
Trochę tylko zazdroszczę kobietom, które rodziły naturalnie i przeżyły coś, co dla mnie pozostanie już tajemnicą. Choć właściwie - słyszałam pierwszy krzyk Małej Mi i nie zapomnę tej pięknej chwili.