Końcówka ciąży - czas podsumowań. Zacznę od tego, co dla mnie chyba w ciąży najtrudniejsze: ograniczenia aktywności fizycznej.
Na szczęście cieszyłam się doskonałym samopoczuciem fizycznym; największą trudność od początku sprawiał krótki oddech spowodowany niskim hematokrytem, potem (właściwie już od 3. miesiąca) dyskomfort przy zginaniu brzucha, no a w końcówce bardzo szybkie męczenie się. Ale to przecież doskonała forma ciążowa!
Oto, co robiłam w ciąży i mi nie zaszkodziło:
- 2. miesiąc: wycieczki górskie - Karkonosze, Tatry, Góry Świętokrzyskie. Najwyższe wzniesienie: 2000 m n.p.m. (choć gdyby nie ciąża, uznałabym to wszystko za spacerki...)
- 3-4. miesiąc: rower. Kilka przejażdżek po mieście. Od początku czułam nieprzyjemny ucisk na brzuch, więc przestałam się zmuszać, a pogoda też nie skłaniała.
- 3-6. miesiąc: bieganie. 5 km po lesie w tempie joggingowym bardzo poprawiało mi nastrój. Zrezygnowałam dopiero, gdy przy biegu brzuch nieprzyjemnie podskakiwał. Dziękuję mojemu biegającemu lekarzowi, że pozwolił.
- 3-8. miesiąc: basen. Co najmniej raz na tydzień, z przerwą na 2-tygodniową infekcję wirusową. Przeciętnie przepłynięte 750-1000 m. Zaprzestałam w 9. miesiącu, kiedy z powodu męczenia się zwykłe wyjście do sklepu stało się poważną wyprawą.
- 5. miesiąc: biegówki. Była tej zimy jedna sobota w Kampinosie, kiedy śniegu było tyle, że prawie nie drapało się nart. Brak śniegu był jedynym ograniczeniem do uprawiania narciarstwa biegowego w terenie płaskim w ciąży. Jakuszyc jednak nie odwiedziłam, obawiając się upadków.
- 4(?)-9. miesiąc: ćwiczenia rozciągające, pilates. Nie cierpię ćwiczeń podłogowych i w zamkniętym pomieszczeniu i jestem bardzo kiepsko porozciągana, a rozciąganie w ciąży jest wskazane. Zaczęłam od ćwiczeń zalecanych przez tę placówkę medyczną, ale wydawały mi się w większości (pomijając te zaczerpnięte z pilatesu) mało przydatne. Może po prostu były przeznaczone dla kobiet kompletnie pasywnych fizycznie. Za to pilates dla ciężarnych okazał się wielką przyjemnością: nie męczył, a pozostawiał przyjemne "czucie" całego ciała. Unikałam 2. części, zawierającej dyskomfortowe dla mnie ćwiczenia z podkurczanymi nogami, ale ogólnie bardzo polecam.
- 1-9. miesiąc: wędrówki piesze/spacery, od kilkunastu km do chodzenia w poczekalni przyszpitalnej. Ta forma aktywności wydaje mi się co do zasady niespecjalnie stymulująca, ale pod koniec pozostała mi tylko ona i związane z nią oddychanie świeżym powietrzem.
Odbyłam jeszcze podróż i 3-tygodniowy pobyt w Londynie (gdyby nie okoliczności, byłyby dwa pobyty) oraz trochę mniejszych wyjazdków samochodowych.
Z dystansu widzę, że jednak było we mnie trochę strachu i hamowania się - zwanych rozsądkiem czy asekurowaniem się? Myślę, że mogłam więcej, ale pewnie nie mogłam. Może ogarnęła mnie zazdrość po lekturze tego bloga. W swoim małym zakresie jestem z siebie dumna.