A mnie się śniło (a śni się rzadko), że byłam w mieście XIX-wiecznym. To była Warszawa z ulicami bitymi z błotem i gnojówką. Kolory: sepia, brąz, bury, ale spokój i pogodnie jakoś. Byłam tam gościem skądinąd, zwiedzałam dzielnicę na prawym brzegu, wjechałam windą na górę, a potem strasznie się bałam, jak jechałam tą windą w dół, bo ona jechała bardzo szybko i nie miała drzwi, więc bałam się, że mnie wyssie i krzyczałam kurczowo trzymając się małej metalowej rączki w tej windzie - aż wyrwałam tę rączkę. We śnie się bałam, ale zewnętrznie wiedziałam, że to tylko przejściowe. I koleżanka-sąsiadka była w tej windzie, ona się nie bała. A potem dworzec z nowoczesnymi już pociągami - bo to miasto XIX-wieczne było chyba jakąś enklawą - do Niemiec, Czech i Słowacji. W niemieckim pociągu każdy przedział był w innym stylu, była nawet biblioteka i jakieś pomieszczenie sportowe, ale to były normalne pociągi dalekobieżne, nie żadne ponaddźwiękowe superdrogie. I szukałam swojego pociągu.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz